Skip to main content

Episode 6 – Pani Śmigielska (Mrs. Śmigielska)

Transkrypcja (english below):

Dała mi 500 zł. „Wskakuj na elektryczną kolejkę  na Poznańskiej. Jedź, w jakim kierunku chcesz. Zobacz, jaka stacja ci się podoba, i mnie wyskocz i schowaj się. To ja ujechałem z 15 kilometrów, patrzę, pisze „Michałowice”. Wyskoczyłem. Lato, zboża takie, idę tymi zbożami, gdzieś idę. Dobrze, że w tamtą stronę poszedłem, a nie w tamtą. W tamtą stronę był las. Doszedłem do pięciu willi prawie takich samych, zatrzymałem się przy ostatniej. Była bardzo wysoka, potężna pani i dwie takie dziewczynki malutkie. Jedna była Tereska, a druga była Bożenka. Podeszła do mnie, ja podszedłem do niej. Oczywiście ta jesionka, gorącą ja mam jesionkę…

Na wszelki wypadek.

Dobrze, że taką letnią. Patrzy się na mnie od stóp do głów i mówi: „Uciekasz?”, a ja mówię: „Absolutnie nie, turystykę odstawiam. Czy mógłbym dostać wody, bo strasznie [chce] mi się pić”. Ona zawołała tę starszą dziewczynkę. Ona miała z 10 lat, taka blondyneczka. „Tereska, przynieś panu wodę”. I Tereska taka grzeczna była, że przyniosła na listku dzikiego winogrona parę malinek i ten kubeczek metalowy tej wody. Ja go wypiłem. Przygląda mi się jeszcze raz: „Jadłeś?” „Nie, nie, ja głodny nie jestem.” „Posłuchaj, ja będę robiła obiad, czy ty umiesz zabić królika?” Ja mówię: „Harcerzem byłem, wszystkie rzeczy umiem.” Ona mówi: „No to chodź, zostaniesz dzisiaj na obiad”. Schody są takie, 5 schodów betonowych od góry, półumalowanych na biało i na tej stronie stoją takie skrzynki. Mówi: „Usiądź sobie tutaj”. Ja położyłem swoje palto i siedzę. Ona przyniosła klatkę, przyniosła królika.

I zabij go.

Położyła mi go na kolano. I patrzę się, on mi się patrzy prosto w oczy, i ja go oczywiście zaczynam głaskać. Ona przyszła raz, bardzo grzeczna pani. Raz przyszła, drugi raz przyszła, a trzeci raz przyszła: „No, to obiadu dzisiaj chyba nie będzie.”

Nie będzie.

Zabrała go, ale pyta się mnie, czy ja umiem malować? Ja mówię: „No, miałem klasy malowania artystycznego, no to sobie dam radę.” Oczywiście postawiła mnie koło kubełka takiego wodnego z wapnem rozrobionego i szczotkę, nie pędzel, tylko taką jakąś szczotę, że połowę tego, co ja malowałem, to było na mnie. No nie poszło to za dobrze, w każdym razie zaczęła się rozmowa. Wie, że nie ma o czym gadać, inaczej mówię też, jak byle kto. Okazuje się, że jej małżonek, nie jej małżonek, bo ona nazywała się pani Śmigielska, Beata Śmigielska i syna miała w lotnictwie, który dał dyla do Anglii. Zaraz jak tylko wojna się zaczęła ze względu na to pewno było to, że pomagała.

Czyli to była jedna z takich kryjówek.

Tak.

A jak długo tam byłeś?

Przesiedziałem chyba ze 2-3 miesiące.

O, to długo.

O tak, to jest bardzo długo. Ja nawet te dzieci uczyłem trochę.

A później, po wojnie, widziałeś się z tą rodziną?

Z nią już nie, ale widziałem jedną z tych dziewczynek, która wyszła już za mąż i tam mieszkała. Teraz jest kwestia tego rodzaju, że teraz niedawno ja miałem 7 biur i w każdym miałem w biurku szufladę, do której wrzucałem bardzo ważne rzeczy, ale nie na dzisiaj. I dostałem list od Mamy. Widocznie on należał do takich, co nie dzisiaj. Jak likwidowałem ostatnie swoje biuro w [19]93 roku z Basią, to wziąłem te wszystkie klamoty do takiego plastikowego worka i przyjechałem do siebie tutaj.

I patrzysz, a tu list od Mamy.

No i tu wrzuciłem. I któregoś dnia…

Niemożliwe.

…rok czy dwa temu, wyciągam i go mam, i te fotografie, te z takimi ząbkami. Jest mój brat, moja mama i jest ciocia Benia.

To z którego roku to było?

Jak się dobrze przyjrzałem, jak popatrzyłem na drugą stronę – 1952 rok.

Och, i ty w [19]93 roku to znalazłeś?

O, widziałem to, ale nie przywiązywałem wagi. Teraz, zaraz, mam takie powiększające [szkło], przyjrzałem się. Przede wszystkim u Rapczyńskich nie było cioci Beni. To jest raz. Więc kombinuję, kombinuję… pani Śmigielska.

Ooo.

Odnalazła Mamę. Dlatego że… Teraz, jak się porozumiewać, nie ma telefonów, nie ma listów – tak? Bo to jest wszystko nie wiadomo kto, gdzie, jak, gdzie kto mieszka. Przede wszystkim, co my nie mieszkaliśmy złego. W tym na Marszałkowskiej mieszkaliśmy długo, a tu takie skoki.

I nie znało się ludzi. Nie wiadomo.

Np. przyszedł, ukrywał się, pamiętam … kupowaliśmy kiedyś u pana… miał Żyd sklep z butami… Robinson czy coś takiego. Chciał ukryć żydowskie dziecko, a Mama mu powiedziała. Ostatnie buty w [19]39 kupiłem. Miał tylko dwie pary, jedne czerwone i drugie brązowe. Ja wziąłem brązowe, bo w czerwonych Rabczyński nie chodził. Mama potem żałowała, że czerwonych nie kupiła, boby się jakoś przysmarowało pastą. Powiedziała „W moim wieku, w obcym domu, to skandal nie wiadomo kto nie mogła przyjąć.

 

Transcription:

She gave me 500 zlotys. “Hop on that electric train in Poznańska. Go in whatever direction you want. See which station you like, jump out and hide. So I rode that train for about 15 kilometers, I saw a sign saying “Michałowice”. I jumped out. Summer, a field of some grain, I walked across this field somewhere. A good thing I walked that way, not the other way. The other way was the forest. I walked to five nearly identical villas, stopped by the last one. She was very tall, a big lady with two little girls like this. One of them was Tereska, the other Bożenka. She walked up to me, I walked up to her. With that coat. I had a warm coat….

Just in case.

A good thing it was summer. She looked at me from head to toes and says: “Are you running?”, and I said: “Absolutely not, I’m just a tourist. Could I get some water because I’m very thirsty”. She called this older girl. She was maybe 10 years old, with blond hair. “Tereska bring this gentleman some water”. And Tereska was so polite, that she brought some raspberries on a leaf and a metal cup of water. I drank it. She looked at me again: “Have you eaten?” “No, no, I’m not hungry.” “Listen, I’m making dinner, can you kill a rabbit?” I said: “I used to be a scout, I can do anything.” So she replied, “So come with us, you will stay for dinner today”. There were these stairs, five concrete stairs, half-painted white, with these crates on that side. She says: “sit here”. I put my coat there and sat down. She brought the cage with the rabbit. 

For you to kill.

She put it on my lap. I look at it, and it looked straight into my eyes, and of course, I started stroking it. She came once, she was very polite. She came once, came again, came over the third time: “Looks like we’re not having dinner today”. 

No dinner.

She took it and asked me if I could paint? I said: “I took some artistic painting classes, so I can do it”. Of course, she put me next to a bucket with some wet lime, and a broom, not a brush, so most of that I tried to paint landed on me. It didn’t go too well, but we started a conversation. She knows I don’t have much to say, and I’m not much of a talker anyway. It turns out her husband, not her husband, her name was Mrs. Śmigielska, Beata Śmigielska, and her son was in the airforce, he ran to England. Just as the war had started, so that’s why she helped.

So that was one of those hiding spots.

Yes.

How long have you been there?

I was there for about 2-3 months.

Oh, that’s a long time.

Yes, very long. I even taught those kids a bit.

And after the war, have you met this family again?

Not with her, but I have met one of the girls, who got married and lived there. Now there is this issue, that I recently had 7 offices, and in each one of them I had a drawer, where I put very important things, but not for today. I got a letter from my mom. It must have been one of those not for today. When I closed my last office with Basia in [19]93 I took all those things in a plastic bag and I came here.

And there you found a letter from your mom.

I put it here, and one day…

Impossible.

… a year or two ago I took it out and I have it, and those photographs, with the rough edges. My brother is there, my mom, my aunt Benia. 

What year was that?

When I looked closely, on the other side – 1952.

Oh, and you found it in [19]93?

I saw it before, but I didn’t make much of it. Now I have this magnifying glass, so I looked at it. There wasn’t any aunt Benia with Rapczyńskis. That’s one thing. So I kept thinking and thinking… Mrs. Śmigielska.

Oooh.

She found mom. Because… now how do you communicate, without phones, not letters – right? You don’t know who is who, where does anyone live. First of all, we never lived anywhere for long. We lived longer in Marszałkowska, but then constant moves.

You didn’t know people. You couldn’t know.

I remember, he came once to hide… we used to buy from him… the Jew, had a shoe shop…. Robinson or something like that. He wanted to hide a Jewish child, and mom told him. The last pair I bought was in [19]39. He only had two pairs, one red and one brown. I took the brown ones because Rabczyński did not wear red. Mome then regretted that she didn’t buy those red ones, you could change color somehow with some paste. She said “in my age, at a stranger’s house, a scandal [x]

Damian

Welcome to my blog! My name is Damian, I live in Chicago since 2015. I love to share my experience and knowledge on 3 subjects Photography, Coffee and Travel! Let me tell your story and capture memories with beautiful photography! Honorable Mention Award from “MIFA” – Moscow International Foto Awards.

Leave a Reply